Józef Gelbard Józef Gelbard
318
BLOG

Teraźniejszość ma już prawie sto lat, cd.

Józef Gelbard Józef Gelbard Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Panowie, nie odpowiedziałem od razu. Przepraszam, za zwłokę. Mam ostatnio sporo zajęć mocno absorbujących. Właśnie nadarzyła się sposobność, więc odpowiedziałem na komentarze skierowane do mnie. Już to zajęło mi stosunkowo dużo miejsca. Tak powstała kolejna notka. Notkę tę jednak kieruję do wszystkich zaintresowanych tematem. Do wielce interesującej dyskusji Panów U i R nie wtrącam się, gdyż byłoby to "ni przypiął, ni przyłatał".

 

@UNUKALHAI       

Wydaje mi się, że przyjęty dziś model pulsacji gwiazd jeszcze nie wyjaśnia wszystkiego. Można sądzić, że dynamika zmienności fizycznej gwiazd nie ogranicza się jedynie do następstwa zmian uwarunkowanych przez temperaturę, grawitację w skali rozmiarów obiektu i przez jego skład chemiczny. Śmiem sądzić, że pulsacje, w szczególności te regularne, mogą, a właściwie powinny być rezultatem sytuacji rezonansowej. Byłoby to uwarunkowane jednorodnością materii gwiazdy (w sensie gradientu gęstości). Ale nie tylko. Po pierwsze, nie powinny istnieć zakłócenia spowodowane obecnością innych gwiazd w pobliżu. Już dwie dodatkowe w układzie są przyczyną nieprzewidywalności, zmienności grawitacyjnej o charakterze chaotycznym. W tej sytuacji nie ma mowy o regularności pulsacji. Po drugie, sądzę, że mechanizm zmian opisanych przez Pana (podwójna jonizacja helu) powinien być zrezonowany z pulsacją grawitacyjną. Chodzi o pulsację spowodowaną przez odpychanie grawitacyjne w samym centrum jądra gwiazdy. Na to powinna gwiazda być odpowiednio masywna. Nie we wszystkich gwiazdach warunki rezonansu są spełnione. Na ogół nie. W dodatku należałoby wziąć pod uwagę rotację gwiazdy. Rotacja gwiazd posiadających układy planetarne jest stosunkowo powolna, gdyż większa część momentu pędu układu przypada na materię obiegającą gwiazdę. To by mogło sprzyjać pulsacjom. Choć gwiazd wolno rotujących jest bez liku (posiadają układy planetarne), zjawisko regularnego pulsowania gwiazd (cefeidy, RR Lyrae, W Virginis) jest dosyć rzadkie, sądzę, że właśnie z powodu szczególnego uwarunkowania – rezonansu. Sama zmienność związana z podwójną jonizacją helu ma miejsce także w gwiazdach pulsujących nieregularnie.

@MIRAŻ

„Załamanie struktury czasowo-przestrzennej...”

owszem zachodzi, ale wtedy, gdy chcemy (na papierze) korzystać z wysłannika elektromagnetycznego (fotony, bozony przekazujące oddziaływania), by złapać cząstki nadświetlne.

Wywód pański (ten dłuższy) jest do przyjęcia, z tym, że w ramach powszechnie przyjętej interpretacji STW, nota bene, nierozłącznej z doktryną lokalności.

O wysyłaniu „sygnału nadświetlnego” nie ma mowy (nawet na papierze). To, przynajmniej na razie, nie mieści się w strukturze pojęciowej, bo przecież "taki sygnał nie może istnieć". Poza tym w gruncie rzeczy, zgodnie z moim widzeniem spraw, nie chodzi także o jakieś wysyłanie (na przykład fotonu) w celach poznawczych, czyli o interakcję między podmiotem, a przedmiotem, jakby to miało być warunkiem istnienia przedmiotu poznania. Czy istnienie przyrody uwarunkowane jest istnieniem podmiotu? Berkeley się kłania.

Mój punkt wyjścia jest inny. Co do neutrin wysłowiłem go już w innych komentarzach, a przede wszystkim w notkach.

Punkt 3 (z podanych przez Pana filarów) nie wyklucza istnienia prędkości większej, niż c. Przede wszystkim mówi o ograniczeniu do c prędkości rozchodzenia się oddziaływań. Czy to prawo przyrody, czy też wyrażenie wiary? Raczej to drugie. Konsystentne z ta wiarą jest modelowanie Wszechświata jako elementu nieprzeliczalnej mnogości, a nie jako Wszystkości. Jeśli Wszechświat jest nieskończony i nieograniczony pod względem ilościowym, to słuszny jest też nawrót do roku 1917 [W roku tym miała też miejsce inna rewolucja, która też nie wypaliła], wraz z użyciem stałej kosmologicznej, co się dziś czyni ze sporą dozą entuzjazmu pomimo, że sam Einstein nazwał, to, co zrobił, największą pomyłką w jego życiu. Niebywałą okazję ku temu nawrotowi stanowiła hipopteza tegorocznych noblistów o istnieniu jakieś tam ciemnej energii, a w ślad za nią tzw. kwintesencji. Mnożą się nam byty ponad potrzebę. 

Sądzę, że bardziej uzasadnione jest przyjęcie tezy, że oddziaływania są natychmiastowe – nie chodzi mi o „nieskończoną prędkość”. Rozważanie prędkości rozchodzenia się się oddziaływania jest wprost bezprzedmiotowe. Otóż materia nie tworzy się z niczego. Nie są powoływane do życia nowe byty, a więc i nowe pola, nowe oddziaływania. („A pary cząstek wirtualnych?” I na to jest rada w proponowanym w mej pracy modelu grawitacji.)

Ilość materii nie ulega zmianie! Wiążą się z tym odkryte już dawno zasady zachowania: energii, masy, ładunku, być może też buchalteria cząstek mikroświata. Zatem nie tworzą się nowe pola oddziaływań. Innymi słowy, ta zachowawczość materii (i masy), nie ważne w jakiej postaci, wyklucza konieczność przemieszczania się oddziaływań. One już istnieją. W tym kontekśćie uzasadnienie lokalności jest dosyć słabe. Postulat 3 nie może więc stanowić „niewątpliwej” bazy dla roztrzygnięć dotyczących rzeczywistych układów przyrodniczych.

Ten trzeci filar jest chyba słabszy, niż pierwsze dwa. Nie jest bezwzględnością. Nawet trudno go nazwać przyrodniczą prawdą. Do niezmienniczości c podejść można „historycznie” bazując na tym, że nie udało się wykryć eteru, traktując tę niezmienniczość jako postu-lat. Po (prawie) stu latach powrócić można do zachwaszczonego drogowskazu, by zauważyć, że niezmienniczość wcale nie musi być postulatem, że wprost wynika z prostych rozważań elektrodynamicznych (nawet bez równań Maxwelle'a). Łatwo dojść można do stwierdzenia, że kres górny prędkości ciała oddziaływającego elektromagnetycznie, równy jest c, przy czym pomimo, że jest to prędkość, wyraża tę wielkość pierwiastek z iloczynu stałych uniwersalnych. Jeśli c jest stałą uniwersalną, to nie może zależeć od układu odniesienia. Stąd do stwierdzenia niemożliwości istnienia obiektu (nie oddziaływującego elektromagnetycznie) o prędkości nadświetlnej, droga daleka, a właściwie zaułek bez wyjścia.

„Mówienie o obiektywnej ewolucji Wszechświata nie wymaga wcale obiektywnego czasu a jedynie obiektywnego następstwa wydarzeń, co jest własnością dużo słabszą i w STW zapewnioną. Ale do jej utrzymania konieczne jest przyjęcie, że ŻADNA CZĄSTKA NADSWIETLNA NIE MOŻE ODDZIAŁYWAĆ Z MATERIĄ PODŚWIETLNĄ W JAKIKOLWIEK SPOSÓB, a nie tylko w elektromagnetyczny.”

A czym jest czas? Czy bytem ontologicznym? Jest raczej potraktowanym ilościowo (dla nas, ludzi) uświadomieniem istnienia następstwa zdarzeń, uświadomieniem zmienności. Co do tego wszyscy jesteśmy w zgodzie. Z drugim zdaniem, tym podkreślonym wielkimi literami, jednak się nie zgadzam. Już choćby bazując na empirii. Wszak neutrina oddziaływują z materią (podświetlną). Spójny z tym jest fakt (doświadczalny), że neutrino posiada masę rzeczywistą, w dodatku tym mniejszą (to już moje "fantazjowanie", czyniące rzecz nader koherentną), im większą ma energię, czyli prędkość jego bliższa jest c (od góry). Kresem dolnym jego prędkości jest c, a jego masy rzeczywistej – zero. Opis ilościowy tego jest stosunkowo prosty. Może Pan go znaleźć w mojej książce. Nie ma tu mowy o herezji. Chodzi tylko o poszerzenie wglądu w przyrodniczą rzeczywistość, o poszerzenie zakresu teorii, a nie o obalanie czegokolwiek. Jeśli to poszerzenie coś obala, to tylko mity i epigońską nadbudowę.

PS. Dowód na to, że neutrino nie może poruszać się z prędkością mniejszą niż c, zresztą powszechnie znany (nie mój), podałem w jednej z poprzednich notek. Jeśli nie może z mniejszą i nie może z c (bo posiada masę), to...?

@ROBAKKS

„"Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga" nawoływał wiesz Adam Mickiewicz
- sięgam więc przyjmując logicznie, że w przestrzeni nieskończonej z powodzeniem mieści się nieskończenie wiele Wszechświatów o objętości 1 [W] i nie ma żadnego rozsądnego powodu, by to odrzucać, wszak 1 [W] ma się tak do wszechświata ∞
jak1/∞
Dobry Bóg musiałby być idiotą tworząc coś tak małego jak 1/∞ mogąc stworzyć coś, co nie jest ZEREM z założenia... :)”

Z tym sięganiem, nawet mickiewiczowskim, niech Pan uważa. Dzisiajnawet za samą wyobraźnię sięgającą tam, gdzie wzrok nie sięga, idzie się do ciupy. Nawet zamknięto pewnego prezydenta. Ja wolę ograniczyć liczbę wszechświatów do jednego, jedynego (z dużej litery); ograniczonego, jak ja sam. Swoją drogą Dobry Bóg wiedział co robi, a nieskończoności, to nawet On nie mógłby ogarnąć, a co dopiero stworzyć. To, co stworzył, nie jest bynajmniej przejawem idiotyzmu. Za to my, ludziska, z powodu swej oczywistej ograniczoności, nie mogąc ogarnąć ograniczonej Wszystkości, tworzymy nieskończoność jako lekarstwo na poznawczą frustrację. Powtarzam, co już napisałem: Prawda jest jedna, a niepewności tworzą zbiór nieskończony. Łatwiej więc szukać prawdy w ich gąszczu.

A co do czarnych dziur (tych syngularnych), to poszedłbym w innym, niż dziś przyjęte kierunku. Wyczuwam, że i Pan traktuje te obiekty z jakąś dozą niepewności, by nie powiedzieć otwarcie: wątpi w ich istnienie. Ja z naiwnością dziecka stwierdzam otwarcie i bez obaw: One po prostu nie istnieją. Nie mogą istnieć z powodu odpychania grawitacyjnego, które uważam za fakt przyrodniczy, nawet jeśli zostanę zaszczekany i ukamienowany. Niejednemu postawili już pomnik z tych kamieni.

Między innymi z powodu mojego dość specyficznego traktowania Cz-D nie chciałem się wtrącać do wspomnianej na początku dyskusji.

 

To wynika z publikowanych tekstow.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie